Rzecz wydarzyła się okrutnie straszna. Władek, mąż Maryśkiii miał bardzo rozległy zawał. Na szczęście udało się go odratować i czeka teraz na operację w szpitalu.
Rozstanie to, dla pary z 50-cio letnim stażem jest ogromnym stresem. Władek dobrze po 70-stce prawie od 50-ciu lat - odkąd sprowadził się w Bieszczady - domu na dłużej nie opuszczał. A tu na starość przyszło mu spędzić tyle dni w szpitalu, z dala od swojego własnoręcznie wybudowanego domu, zwierząt a przede wszystkim od Maryśkiii. Nie śpi, nie je, tęskni...
Żona zaś, codziennie (a czasami nawet dwa razy na dzień) jeździ 60 km w jedną stronę z wałówką do męża.
Na wieść o tym, że taka tragedia wydarzyła się zapakowaliśmy się w samochód i czym prędzej pognaliśmy w Bieszczady. Choćby na chwilę, żeby wesprzeć na duchu strapioną staruszkę i odwiedzić schorowanego dziadka.
A co w domu bez Władka? Wszystko jakieś takie inne, smutne...
Smutna Maryśkooo - bo martwi się o męża, ale smutne też zwierzęta - bo tęsknią.
Kapi chodzi osowiały, szuka swojego Pana. Bure koty też tęsknią za tym, co go codziennie łapką szturchały i prowadziły do szafki z karmą.
Dla nas też, ten pobyt był jakiś taki dziwny. Zupełnie inny niż wszystkie.
Najgorsze było pożegnanie. Płaczliwe bardzo. Maryśkooo rozkleiła się strasznie, ja starałam się trzymać przy niej, chociaż w sercu aż ściskało z żalu. Za to jak tylko wsiadłam do samochodu, to prawie do samego Sanoka beczałam...
Rozstanie to, dla pary z 50-cio letnim stażem jest ogromnym stresem. Władek dobrze po 70-stce prawie od 50-ciu lat - odkąd sprowadził się w Bieszczady - domu na dłużej nie opuszczał. A tu na starość przyszło mu spędzić tyle dni w szpitalu, z dala od swojego własnoręcznie wybudowanego domu, zwierząt a przede wszystkim od Maryśkiii. Nie śpi, nie je, tęskni...
Żona zaś, codziennie (a czasami nawet dwa razy na dzień) jeździ 60 km w jedną stronę z wałówką do męża.
Na wieść o tym, że taka tragedia wydarzyła się zapakowaliśmy się w samochód i czym prędzej pognaliśmy w Bieszczady. Choćby na chwilę, żeby wesprzeć na duchu strapioną staruszkę i odwiedzić schorowanego dziadka.
A co w domu bez Władka? Wszystko jakieś takie inne, smutne...
Smutna Maryśkooo - bo martwi się o męża, ale smutne też zwierzęta - bo tęsknią.
Kapi chodzi osowiały, szuka swojego Pana. Bure koty też tęsknią za tym, co go codziennie łapką szturchały i prowadziły do szafki z karmą.
Dla nas też, ten pobyt był jakiś taki dziwny. Zupełnie inny niż wszystkie.
Najgorsze było pożegnanie. Płaczliwe bardzo. Maryśkooo rozkleiła się strasznie, ja starałam się trzymać przy niej, chociaż w sercu aż ściskało z żalu. Za to jak tylko wsiadłam do samochodu, to prawie do samego Sanoka beczałam...
Trzymam kciuki za zdrowie Władka. Miejmy nadzieję, że wszystko bedzie dobrze.
OdpowiedzUsuńJuż trzeci raz czytam ... nie wiem co powiedzieć ... będzie dobrze ... .
OdpowiedzUsuńŻyczę żeby było dobrze ...