Dzisiaj z innej beczki, historia mocno aktualna o tym jak zachciało nam się jechać do Sianek.
Na początek więc kilka słów o miejscowości Sianki.
Sianki znane są przede wszystkim z tego, że znajduje się tam pseudo źródło Sanu (dlaczego pseudo znajdziesz tu) i leżą w tzw. „Worku Bieszczadzkim” ale o tym innym razem.
Całą historię zacząć trzeba od tego, że mój Najmilejszy urodził się w Bieszczadach - dokładnie w Ustrzykach Dolnych. Z Bieszczad pochodzi jego ojciec, tam ma dziadków (najezdni górale) i tam mieszkał kilka lat po urodzeniu. Potem wylądował z mamą i siostrą w mazowieckim. Do Bieszczad jednak tęskni jeszcze bardziej niż ja (rodowita Starachowiczanka). Dlatego też podczas wrześniowego urlopu zarządził spontaniczną wycieczkę „szlakami z dzieciństwa” – czyli do Sianek.
Totalny spontan, ok. południa zapakowaliśmy się z Psiapsiułą i jej Najmilejszym do naszego Stilaka i śmignęliśmy najpierw do Ustrzyk Górnych a potem do Sianek. Nadmienić należy, że Stilak był świeżo sprowadzony z Włoch i po polskich drogach jeździł dopiero jakieś 3 miesiące. Dlatego mój ból związany z dalszymi wydarzeniami był co najmniej ogromny.
Do pewnego momentu droga była ok ale nagle stała się koszmarna, że w perspektywie miałam paliptację serca. Najpierw superwąska droga - mocno kręta, na której cudem uniknęliśmy wypadku. Na zakręcie miejscowy kierowca przyzwyczajony do tego, że zazwyczaj na tej trasie jest sam (no bo ilu jest takich wariatów jak my, którzy decydują się na taką wyprawę) o mały włos nie wjechał w nas czołowo.
Ale to nic! Ta droga i tak była ok. Potem asfalt się skończył i zaczęła się utwardzona droga (utwardzona chyba głazami) z masą nierówności i dziur. Chciałam zawrócić ale uparty jak osioł Najmilejszy musiał przecież odświeżyć swoje wspomnienia.
W końcu dojechaliśmy do parkingu w Bukowcu (ok. godziny 15), zostawiliśmy samochód i postanowiliśmy ruszyć do źródeł Sanu. Po tym jak doszliśmy do pierwszych znaków okazało się, że do Sianek jest ok. 3,5h drogi piechotą. No jak to? Nie możliwe. Przecież Najmilejszy samochodem tam jeździł z tatą!
Okazało się, że pokręciliśmy się tylko dookoła, bo:
1. nie byliśmy przygotowani do wędrówki,
2. wracalibyśmy po ciemku – potrzebowaliśmy ok. 7 – 8 h na drogę, więc wracalibyśmy ok. 22:00,
3. nie mieliśmy mapy turystycznej, bo Panowie po tym jak sprawdzali trasę na postoju w Tarnawie zostawili ją na dachu, więc można sobie wyobrazić co się z nią później stało.
Najmilejszy był co najmniej nieszczęśliwy. Padła z jego ust nawet propozycja dojechania do Sianek samochodem!
Zapakowaliśmy się do samochodu i ponownie przeżyłam traumę w obawie przed urwaniem zderzaka, wydechu lub innej części samochodu.
A teraz finał. W drodze powrotnej z Bieszczad podczas jazdy coś się tłukło, potem sukcesywnie tłukło się coraz głośniej. Samochód trafił w końcu w grudniu na diagnostykę, bo już się tego tłuczenia nie dało słuchać. Pan użył stwierdzenia „lata tu wszystko jak żyd po pustym sklepie”, i że on by nie polecał jeździć tym samochodem bo amorki mogą zrobić dziurę w masce. Gdzie wy jeździliście tym samochodem? No się głupio pyta – do Sianek jechaliśmy.
Górne mocowania od amortyzatorów uszkodzone, do tego tuleje na wahaczach z przodu i tuleje na belce tylnej a i jeszcze amory przednie (bo mogą być pogięte). Całkowity koszt 1400 zł. BOLAŁO!
Witaj :) Jestem pod ogromnym wrażeniem całego bloga - piękne miejsca, piękne zdjęcia, świetne kompendium wiedzy, i jak dobrze się Ciebie czyta! Mam nadzieję, że nie zniechęciła Was ostatnia wyprawa ;) i pojawią się nowe relacje. Choć na razie i tak mam jeszcze tutaj mnóstwo do czytania :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam z Krakowa
a ja tam dojechałam seicento,wolno bo wolno i nic się z samochodem nie stało i wspominać jest co naprawdę....kocham bieszczady
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam :) W zeszłym roku potestowaliśmy na odcinku do Bukowca almerę i cordobę - oba autka dojechały do celu i z powrotem w jak najlepszej kondycji. Wprawdzie podstawowym biegiem była jedynka, a podróż odbywała się w tempie zaspanego żółwia, ale za to wycieczka z nawiązką zrekompensowała wszelkie trudy. Za Bukowcem jest zakaz wjazdu (z wyjątkiem pojazdów BPN), niemniej droga prowadzi jeszcze dobrych kilka kilometrów na południe. Do samych Sianek dziś już dojechać się nie da - no chyba, że są tam jakieś skróty, znane tylko autochtonom. Polecam zwłaszcza łąki Beniowej, uroczy cmentarzyk i cerkwisko - to naprawdę urocze miejsca :)
OdpowiedzUsuńPrzy uszkodzonej belce koszt już trochę boli, ale jeżeli nie nadaje się tylko do wymiany to jeszcze dobrze. Pamiętam jak u mnie zaczęło trzeszczeć, po diagnostyce okazało się, że możliwa jest jedynie wymiana belki tylnej. Gdybyśmy zgłosili się wcześniej, możliwa byłaby jedynie regeneracja, co jest zdecydowanie tańsze.
OdpowiedzUsuńLubię takie artykuły.
OdpowiedzUsuń