listopada 27, 2009

CO WARTO ZOBACZYĆ W BIESZCZADACH CZ II – SAMOCHODEM NA DUŻEJ OBWODNICY BIESZCZADZKIEJ

CO WARTO ZOBACZYĆ W BIESZCZADACH CZ II – SAMOCHODEM NA DUŻEJ OBWODNICY BIESZCZADZKIEJ

Było o dużej pętli Bieszczadzkiej, dzisiaj będzie o małej. Dziś II część mini przewodnika dla osób wybierających się w Bieszczady samochodem - Mała Obwodnica Bieszczadzka.

Naszą wycieczkę rozpoczynamy w Hoczwi, położonej na rozdrożu dużej i małej obwodnicy bieszczadzkiej. Warto zobaczyć tu parafialny kościół barokowy rzymsko-katolicki z II połowy XVIII wieku oraz resztki murów po cerkwi z 1905r.Warto zatrzymać się tu i odwiedzić prywatną galerię rzeźbiarską Zdzisława Pękalskiego.

Kolejny przystanek to Średnia Wieś. Godnym uwagi są tu pozostałości po parku dworskim wraz z 20 dębami i lipami, które uznane zostały za pomnik przyrody. Obowiązkowym punktem tej wycieczki powinien być jednonawowy kościół drewniany z II połowy XVI wieku - uznany za jedną z pereł architektury drewnianej.

Jedziemy dalej, do Bereski i tu zwiedzamy podobnie jak w starej wsi murowany rzymskokatolicki kościół z I połowy XIX wieku oraz pozostałości po parku dworkiem.

Dalej jedziemy do Bereżnicy Wyżnej gdzie w górnej części wsi znajduje punkt widokowy z przepięknym widokiem na okolicę na krajobraz i BPN. Poza tym możemy tu zwiedzić drewnianą cerkiew unicką z 1839 r., z zachowanym ikonostasem częściowo z XVII wieku.

Jadąc dalej dojeżdżamy do Myczkowa. Tu poza charakterystycznymi dla tego miejsca dwoma świątyniami atrakcją jest przejazd wzdłuż zalewu Myczkowskiego.

Dojeżdżamy w końcu do Polańczyka, który w ostatnich latach zmienił się niesamowicie. Polańczyk jest bieszczadzkim uzdrowiskiem, więc w sezonie letnim jest tu mnóstwo turystów. W odwiertach występują wody wodorowęglanowo-chlorkowo-sodowo-bromkowe i jodkowe. Poza tym znajduje się tu duża, dobrze wyposażona plaża. W okresie wakacji można wyruszyć stąd w 1h rejs po zalewie Solińskim. Miejscowość posiada bardzo dobre zaplecze turystyczne – duża ilość miejsc noclegowych oraz restauracji i barów. Warto zobaczyć tu również murowaną cerkiew – obecnie spełniającą funkcję kościoła oraz kamienną kapliczkę z XIX wieku położoną nad Zalewem Solińskim.

Docieramy do Wołkowyi – wsi położonej nad zatoką Zalewu Solińskiego. Z powodu dobrego dostępu do Zalewu znajduje się tu dużo pól namiotowych oraz wypożyczalnia sprzętów wodnych.

Kierując się na w stronę Czarnej mijamy Bukowiec, Rajskie i Chrewt, gdzie kończy się Zalew Soliński i gdzie wpływa do Zalewu Czarny Potok. Znajdziemy tu wypożyczalnię sprzętu wodnego, galerię oraz bar.

W końcu dojeżdżamy do Polany, położonej u stóp północnego podnóża Otrytu. Znajduje się tu czynne w okresie wakacyjnym schronisko młodzieżowe oraz turystyczne na Wańka Dziale. Poza tym warto zwiedzić zdrewnianą greko-katolicką cerkiew z 1790 roku. Poza tym w miejscowości znajduje się hodowla koni huculskich oraz 3 galerie.

Nasza wycieczka kończy się w Czarnej, o której pisałam w I części przewodnika.

Zalew Soliński informacje i ciekawostki.

listopada 25, 2009

W Bieszczady na narty

W Bieszczady na narty
Już niedługo zawita do nas zima, spadnie śnieg i jak co roku zaskoczy drogowców. A jak śnieg to i narty. A dlaczego by nie pojechać na narty w Bieszczady, gdzie śniegu w zimie nie brakuje.

Bieszczady ze względu na swoją rzeźbę (nie są to góry specjalnie wysokie) może nie są rajem dla wybitnych narciarzy ale dla tych mniej wymagających lub początkujących z pewnością wystarczą. A jeśli doda się do tego cały fenomen Bieszczadów – nie będzie się chciało stad wyjeżdżać.


W Bieszczadach w sezonie zimowym teoretycznie czynnych pozostaje ok. 18 wyciagów, i są to: Arłamów, Bystre k. Baligrodu, Bukowiec. Cisna, Dwerniczek, Huzele k. Leska, Karlików, Kalnica, Komańcza, Polańczyk, Puławy, Ropienka, Solina, Ustrzyki Dln. „Gromadzeń”, Ustrzyki Dolne „Laworta”, Ustrzyki Górne, Weremień „Lesko-Ski”, Zagórz.

W praktyce jednak sytuacja przedstawia się inaczej. Na skutek ciągłego ocieplania się klimatu w sezonie zimowym (bardziej ciepłym) czynnych jest tylko kilka wyciągów. Są to wyciągi posiadające sztuczne naśnieżanie: Ustrzyki Dolne, Weremień, Puławy, Arłamów oraz Karlików.

„Laworta” Ustrzyki Dolne
Największą stacją narciarską w Bieszczadach jest wyciąg „Laworta”. Jest to także jedyny w Bieszczadach wyciąg krzesłkowy. Na miejscu znajduje się wypożyczalnia i serwis sprzętu a sam stok jest oświetlony i sztucznie naśnieżany.

Na stacji znajdują się 3 wyciągi:
- krzesełkowy ( 1300 m długości)
- orczykowy (1250 m długości)
- orczykowy (300 m długości)

Długość tras to 1250 metrów a równica wzniesień wynosi 256 metrów.

Gromadzeń Ustrzyki Dolne

Gromadzeń to kolejna stacja Ustrzykach Dolnych, gdzie stok jest oświetlony i sztucznie naśnieżany.

Na stacji znajdują się 4 wyciągi:
- 2 dwuosobowe wyciągi orczykowe (700 m długości),
- talerzykowy (300 m długości),
- mały wyciąg (200 m długości).

Weremień koło Leska
To kolejna stacja z oświetlonymi stokami i sztucznym zaśnieżaniem.

Na stacji znajdują się:
- 2 wyciągi,
- 2 trasy zjazdowe o długości 680 i 750 metrów.

Różnica wzniesień wynosi tu 130 metrów.

Jeśli zdecydujesz się na wyjazd w Bieszczady to z pewnością bez problemu znajdziesz nocleg. W ostatnich latach bardzo rozwinęła się tu baza noclegowa. Powstało wiele gospodarstw agroturystycznych oraz pensjonatów.

Pamiętaj jednak aby na stoku przestrzegać kodeksu narciarskiego FIS.

listopada 23, 2009

Co warto zobaczyć w Bieszczadach cz I – Samochodem na Dużej Obwodnicy Bieszczadzkiej

Co warto zobaczyć w Bieszczadach cz I – Samochodem na Dużej Obwodnicy Bieszczadzkiej
Pytacie co warto zwiedzić w Bieszczadach. Otóż moi drodzy, istnieją dwa sposoby zwiedzania Bieszczadów: pieszo i samochodem. Oba dostarczają niezapomnianych przeżyć. Zdecydowanie więcej miejsc można odwiedzić samochodem ale z pewnością dokładniej spenetrujesz Bieszczady pieszo. Dziś I część krótkiego przewodnika dla osób wybierających się w Bieszczady samochodem – Duża Obwodnica Bieszczadzka. Punktem pierwszym – taką specyficzną grą wstępną będzie odwiedzenie Sanoka. Sanok to piękne, rozwijające się miasto z wieloma akcentami Bieszczadzkimi. Głównym przystankiem powinien być Skansen czyli Muzeum Budownictwa Ludowego. Można zobaczyć tu typowe łemkowskie zagrody i dowiedzieć się czegoś więcej rdzennych mieszkańców Bieszczadów. W okolicach rynku znajduje się sporo swojskich knajpek, gdzie można nie tylko napić się piwa ale też smacznie zjeść. Dojeżdżamy do Leska tu zaczyna się Duża Obwodnica Bieszczadzka. Jadąc przez Glinne i Uherce dojeżdżamy do Ustrzyk Dolnych – Stolicy Bieszczad. W centrum miasta bardzo fajnie zrobiony ryneczek, kilka knajpek, no i oczywiście słynny na całe Bieszczady targ. Więcej na temat Ustrzyk Dolnych znajdziesz tutaj. Jedziemy dalej dużą pętlą bieszczadzką w kierunku Ustrzyk Górnych, po drodze mamy Żłobek, gdzie przy drodze jest bardzo sympatyczny zajazd z hodowlą danieli oraz łowisko pstrągów – całkiem niedrogie. 5 km za Żłobkiem wjeżdżamy do Czarnej, niegdyś tętniącej życiem – dziś już trochę opustoszałej. To tu krzyżują się obie pętle bieszczadzkie: duża i mała. Niedaleko centrum znajduje się trójdzielna cerkiew drewniana, która dziś spełnia rolę kościoła. Jadąc dalej główną drogą, jakieś 2 km od centrum po lewej stronie mażemy zobaczyć pozostałości po szybach naftowych z XIX. Jeśli w Czarnej skręcimy na krzyżówce w prawo na Michniowiec, można dotrzeć właśnie do Michniowca lub Bystrej (sąsiadujące wsie) gdzie znajdują się przepiękne drewniane cerkwie. Więcej o cerkwi w Bystej. Praktyczna informacja W okolicach Czarnej bardzo często można spotkać patrole Straży Granicznej – co jest w Bieszczadach normą (granica UE z Ukrainą), które zatrzymują samochody do rutynowej kontroli. Jadąc prosto, dalej w kierunku Ustrzyk Dolnych dojedziemy do cudnych Lutowisk, gdzie na zakręcie niedaleko znaku Lutowiska można podziwiać jeden z najpiękniejszych widoków w Bieszczadach – panoramę Lutowisk i ukraińskie Bieszczady. Więcej o Lutowiskach znajdziesz tutaj. Podziwiając bieszczadzki krajobraz dojeżdżamy wreszcie do Ustrzyk Górnych – bazy wypadowej w najwyższe partie Bieszczadów. To właśnie stąd dotrzemy czerwonym szlakiem na Tarnicę i to właśnie tu znajdują się budynki siedziby Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Ustrzyki Górne są bardzo dobrze rozwinięte pod względem turystycznym. Znajduje się tu kilka knajpek z klimatem bieszczadzkim oraz stragany z typowymi dla Bieszczadów pamiątkami. Więcej o Ustrzykach Górnych znajdziesz tutaj.  Kierując się dalej dużą obwodnicą dotrzemy do Wetliny. Stąd też dotrzemy w niebieskim szlakiem w najwyższe parte gór, a żółtym szlakiem na Połoninę Wetlińską. Kolejna miejscowość warta odwiedzenia to Kalnica, przez którą przechodzi główny czerwony szlak beskidzki . Warto zwrócić tu uwagę na rezerwat Olszyna Łęgowa z fragmentem lasu łęgowego z udziałem olszy czarnej. Jadąc dalej, dojedziemy do Cisnej – jednej spośród lepiej rozwiniętych miejscowości turystycznych. To tędy kursuje w sezonie letnik Bieszczadzka Kolejka Leśna pomiędzy Rzepedzią a Majdanem koło Cisnej. W Cisnej znajduje się kultowa knajpa Siekerezada, którą obowiązkowo trzeba odwiedzić. Następna miejscowość to Jabłonki. Miejsce gdzie w 1947 zginął gen K. Świerczwski. Pomnik upamiętniający to wydarzenie znajduje się przy głównej drodze. Tak też dojeżdżamy do Baligrodu, słynącego w XVII w z handlu winem. Tu znajduje się cmentarz polskich i radzieckich żołnierzy poległych w czasie walk z bandami UPA. Kilka kilometrów nad Baligrodem, niedaleko wsi Bystre znajduje się rezerwat geologiczny Gołoborze. Kilkanaście kilometrów za Baligrodem znajduje się wieś Hoczew. We wsi warto zatrzymać się przy zabytkowym barokowym kościele z XVIII wieku oraz dawnej karczmie z przełomu XVIII i XIX wieku. Dalej trasa biegnie do Leska gdzie kończy się Wielka Obwodnica Bieszczadzka.

listopada 18, 2009

Marzy mi się...

Marzy mi się...
Szara, jesienna rzeczywistość potrafi zabić. Brak słońca powoduje u mnie zmęczenie a jest tyle rzeczy, od których aż mózg mi puchnie! W takich sytuacjach uciekam od tego marazmu dnia codziennego i marzy mi się…


Marzy mi się, że mieszkam w Bieszczadach. Mam piękny piętrowy domek z bali, z bawolim okiem w dachu. Projekt tego domu mam w głowie już od 12 roku życia – może trochę ewoluował od tego czasu ale nadal jest. Wokół domu jest piękna zielona trawa oraz kawałek drewnianego wozu całego w kwiatach. Nie wiem tylko jak w tych marzeniach to całe mnóstwo kwiatów znosi mój wrażliwy nos – jestem okropnym alergikiem.

Dom ma niewielki tarasik, na którym stoi drewniana ławka z niewielkim stolikiem – takie hand made. Codziennie rano (oczywiście tylko letnią porą) zasiadam na tej ławce i wypijam poranną kawę z odrobiną świeżego, wiejskiego mleka.


Marzy mi się, że mam psa a w zasadzie dużo psów. Szczęśliwych, biegających koło domu. Mogę nawet mieć kota – ale tylko jednego.


Zawsze marzyłam też o koniu. I chciałabym umieć na nim jeździć. Okropnie chciałabym się tego nauczyć. Jeździłabym na tym koniu po całych Bieszczadach! Kiedyś miałam jednego. Dziadek mi kupił. Koń nie był ujeżdżony, nie było też siodła. Ale dla mojego dziadka nie było problemu. Dziwił się, dlaczego nie chce na nim jeździć i w końcu sprzedał konia - no bo nikt nie chciał na nim jeździć. No dziwne!

I chociaż mam dużo innych marzeń to te są moje ulubione: Bieszczady, dom, pies i koń. Takie sielskie życie. Chyba warto marzyć, choćby dlatego, że jak sobie tak pomarze, to robi mi się trochę lepiej :)

listopada 09, 2009

Zwierzęce klimaty...

Zwierzęce klimaty...

Stwierdzam: temat jedzenia należy zmienić jak najszybciej na jakiś inny. Powód: zima idzie i skupianie się na jedzeniu nic dobrego na wiosnę nie przyniesie.

Wdzięcznym tematem są zwierzęta. Dlaczego? Już wyjaśniam.

W „moich” Bieszczadach wszystko kręci się właśnie wokół zwierząt. Dom Maryśkiii i Włodka jest enklawą dla wszystkich zbłąkanych zwierząt.


Na co dzień mieszka tam 12 krów, przy których Maryśkooo "tańcuje" 2 razy dziennie. Krowy są bardzo ułożone i wychowane. Praktycznie same prowadzą się na pastwisko i załatwiają zawsze w tym samym miejscu. Wszystkie razem, na drodze przed domem dawnego Sołtysa.

Inni mieszkańcy to kury i kaczki. O kaczkach wiem niewiele, więc skupię się na kurach. Kury Maryśkiii niosą się jak szalone. Pozostają przy tym niesamowicie złośliwe, ponieważ ukrywają się w sianie w stodole. Żeby znaleźć jaja trzeba się nieźle postarać.

Skoro jesteśmy już przy ptakach, to nie mogę nie wspomnieć o jaskółkach. Jaskółki, były kiedyś (ostatnio ich nie widziałam) mieszkańcami stajni i warsztatu. Przepisy unijne nakazywały usunąć gniazda ze stajni. Władek tak ich zaciekle bronił, że przyjechała nawet telewizja i nakręciła reportaż o jaskółkach, z Władkiem w roli głównej oczywiście!


A teraz najważniejsi mieszkańcy Kapi i koty. Kapi to mój ulubieniec, już kiedyś o nim pisałam. Jeszcze niedawno miał towarzysza Dżekiego, którego po śmierci jego właściciela przywieźli do Maryśkiii dobrzy ludzie. Kochany to był psiak, smutny bardzo. Jakieś 2 lata temu Dżeki w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął :(

Pozostają jeszcze koty. W zasadzie już sama nie wiem ile ich jest. Kiedyś było 2 szare kocury tzw. Brzęczki. Brzęczki miały od zawsze swoją miejscówkę na kanapie, na której całymi dniami odsypiały pracowite noce. Pewnego dnia pojawiła się dochodząca kotka, która spowodowała, że zaraz pojawiły się kolejne dwa, rude kocury – jej dzieci. Teraz kanapę okupują już cztery kocury!


Czarna kotka we wrześniu okociła się ponownie i w stodole znalazłam osobiście odrzucone przez nią maleństwo – takie tycie, tycie. Na całe szczęście była wtedy ze mną moja koleżanka kociara, którą zmusiłam do zaopiekowania się Maleństwem. Finał był taki, że wyjechała z Bieszczad z dwoma kotami: swoim, którego przywiozła z Łodzi i Maleństwem.

No dobrze, ale to nie koniec kotów. Jest jeszcze jedna znajda, czarna – chyba całkiem młoda kotka, która o mało co nie przyjechała z nami do domu. Zainstalowała się w samochodzie kiedy pakowaliśmy wałówkę, którą przyszykowała nam Maryśkooo. Kotka była genialna! Chodziła za nami krok w krok, nawet na ognisko do lasu. Było tak: najpierw my, potem Kapi a na końcu kotka.

Wszystkie te koty i Kapi schodzą się wieczorem po kolei do domu i następuje karmienie. Jeden Brzęczek otwiera sobie sam łapką szafkę z karmą, drugi namiętnie miałczy. Rude koty łaszą się z miłością, najpierw jeden potem drugi. Potem przychodzi kotka matka a po niej kotka wędrowniczka.

Jak wszystkie koty zejdą się do kupy Maryśkooo oczom nie wierzy ile ich jest. I nerwowo wypowiada swoje „magiczne” słowa, których nie zacytuję :) Maryśko i Władek denerwują się na cały ten zwierzyniec, a potem opowiadają z uśmiechem na twarzach historyjki ze zwierzakami w roli głównej!

listopada 06, 2009

W Bieszczadach z głodu nie umrzesz, czyli pstrąg po bieszczadzku

W Bieszczadach z głodu nie umrzesz, czyli pstrąg po bieszczadzku
Nie wyobrażam sobie wyjazdu w Bieszczady bez zjedzenie pstrąga. Mówiąc to nie mam na myśli pstrąga kupionego w pierwszej lepszej knajpie czy restauracji. Chodzi o pstrąga z rusztu! Przyrządzonego wg naszego wymyślonego w Bieszczadach przepisu, który okazał się przy okazji hitem.

Nazwaliśmy go pstrągiem po bieszczadzku, bo z jego przyrządzeniem związany jest cały rytuał, który możliwy jest do odprawiania tylko w Bieszczadach.
Już zdradzam całą tajemnicę.


Najpierw należy zacząć od złowienia pstrąga. Nie kupienia, złowienia!
Moje wędkowanie wygląda zazwyczaj tak, że Wojtek przeciąga mnie po wszystkich okolicznych potokach w poszukiwaniu pstrągów potokowych. Oczywiście w miejscach, w których łowimy (teoretycznie razem) po pstrągach nie ma ani śladu. Cała przygoda kończy się tak, że brudni prawie od stóp do głów, po odjechaniu prawie dookoła małej pętli, kończymy na łowisku w Żłobku (odległym od Lipia o ok. 10 km). Jest to łowisko, w którym są tylko pstrągi. Ryby prawie same wskakują na haczyk, tak że nawet taki wytrawny wędkarz jak ja daje sobie radę. I tak jest moi drodzy prawie za każdym razem kiedy pojedziemy w Bieszczady.


Skoro mamy już pstrągi, to teraz należy je samodzielnie wypatroszyć i oczyścić z łusek. Czyściutkie rybki należy bardzo delikatnie posolić z zewnątrz a w środku posypać Vegetą. Tak doprawione ryby należy mocno skropić cytryną, do środka wsadzić dużą ilość natki pietruszki i odstawić aby przyprawy trochę się przegryzły. Czasami udaje mi się „przemycić” trochę czosnku do środka, ale niestety nie zawsze jest to możliwe.

W czasie kiedy pstrągi „nabierają smaku” należy przygotować drewno, rozpalić ogień i dobrze rozgrzać ruszt. Nie pozostaje nam już więc nic poza pieczeniem nad ogniem ryb, odwracając je od czasu do czasu.


Gwarantuję, że jeśli pstrąga złowisz, wypatroszysz i przyrządzisz samodzielnie stwierdzisz, że jest to najlepszy pstrąg w Twoim życiu!
Copyright © blog MojeBieszczady.eu , Blogger