września 30, 2009

Czy w Bieszczadach są grzyby?

Czy w Bieszczadach są grzyby?

W Bieszczadach są grzyby, a w zasadzie były tam jeszcze parę dni temu - teraz nie mam pewności. Już mnie tam nie ma i nie mogę sprawdzić ;( Jeszcze w sobotę tylko ślepy by ich nie zauważył. Nie trzeba się było wybierać głęboko w las, były po prostu wszędzie! A to zdjęcia z moich prywatnych, osobistych zbiorów.

Prześliczny, zdrowiutki prawdziwek - w tym roku było
ich wyjątkowo dużo.


Sympatyczny kozaczek


Były również czerwone kozaki oraz okazałe kanie.



A tego grzyba zbierać nie polecam - jak to się mówi - jest jadalny tylko raz
ale jak zawsze ślicznie wychodzi na zdjęciach.

Wszystkie grzyby (oczywiście poza muchomorem), a były jeszcze podgrzybki i maślaki wylądowały nad piecem
a skończą pewnie w zupie, bigosie, sosie lub pierogach.


Jak zawsze będą przepyszne - bo z Bieszczad :)


września 28, 2009

Chata Magoda

Chata Magoda
Sprawdziłam, Chata Magoda rzeczywiście istnieje! Mało tego prawdziwa jest też sama Jagoda i Buba. Wprosiłam się i widziałam na własne oczy przepiękną chatę, szalenie sympatyczną Jagodę i super słodką Bubę.

To niesamowite wrażenie spotkać na żywo kogoś, „kogo się czyta”.

Jagoda, choć zarobiona po pachy przyjęła mnie bardzo serdecznie. Jest taka jak sobie ją wyobrażałam – wrażliwa ale bardzo stanowcza kobieta.





Chata jest taka jak na zdjęciach na blogu. Cudne detale, utrzymane w jednym, tradycyjnym ale jakże eleganckim stylu. Poniżej i powyżej kilka zdjęć, które i tak nie oddają w pełni rzeczywistości.




Buba, to jest artystka. Wdzięczyła się i z radością prezentowała mi swoje zabawki. A tu zdjęcia – może nie najlepsze, ale Buba to bardzo energiczny i żywy psiak.


Podsumowując :) Całość robi cudne wrażenie, więc jeśli szukasz w Bieszczadach noclegu z klimatem i smakiem, koniecznie odwiedź Chatę Magodę w Lutowiskach. Więcej informacji znajdziesz o tutaj, właśnie tu.

września 26, 2009

Na czym polega fenomen Bieszczadów?

Na czym polega fenomen Bieszczadów?
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że w Bieszczady jedzie się tylko raz a potem się już tylko powraca. Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że to prawda. Kto pojedzie w Bieszczady, już nie będzie potrafił bez nich żyć. I mnie również ta swoista strzała bieszczadzkiego Amora dopadła.


Zapytasz więc, na czym polega fenomen Bieszczadu?
Bieszczady to przede wszystkim ludzie. Nigdzie indziej nie znajdzie się takiej mieszanki osobowości. Ale Bieszczady to także miejsca (np. bieszczadzkie połoniny) gdzie naprawdę można poczuć się wolnym – również w dosłownym tego słowa znaczeniu.

W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w Bieszczady napłynęło bardzo wielu dzisiejszych mieszkańców. Mówi się, że w Bieszczady przybywali ludzie, którym nigdzie indziej życie nie wychodziło i tam w końcu zaczęło im się udawać. W okresie PRL-u Bieszczady zostały po raz pierwszy odkryte przez turystów, z których wielu po przyjeździe do tej grzesznej krainy już na zawsze tam zostało.


Dlaczego grzeszna kraina? Lata siedemdziesiąte to lata ciężkich czasów dla bieszczadzkiej ludności. Życie w tamtych czasach nie należało do najłatwiejszych. A tym bardziej w Bieszczadach, gdzie uprawa czegokolwiek była okrutnie trudna. Pozostawała więc praca w lesie lub przy wypale węgla. Stąd też po Bieszczadach krążą legendy o ludziach lasu, ucztujących z wilkami.

Nagminnym wręcz wśród tych ludzi zjawiskiem było pijaństwo. No bo co tu było robić z pieniędzmi po wyjściu z lasu, kiedy w Bieszczadach panował wszechobecny deficyt kobiet.. Tak też narodziła się legenda bieszczadzkich zakapiorów, w których szeregi wstępowali nawet artyści i profesorowie, którzy się tutaj pogubili. Dla wielu z nich alkohol był przysłowiowym gwoździem do trumny.


O wyczynach bieszczadzkich zakapiorów, m.in. o Władka Nadopty - "Majstra Biedy", Wojtka Belona, Jędrka Wasielewskiego "Połoniny", Jurasa Świtalskiego "dwatysięce", Zdzicha Radosa, Piotra Adamskiego - "Francuza" i wielu innych, można przeczytać w kultowej książce Andrzeja Potockiego pt. „Majster Bieda czyli zakapiorskie Bieszczady”.

Rozmyślając tak o Bieszczadach nasuwa się więc myśl: a może tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady. Wybudować szałas nad Soliną i żyć jak samotnik rozkoszując się pięknem bieszczadzkich krajobrazów. No tak, byłoby pięknie, tylko teraźniejsze Bieszczady już nie są takie same jak kiedyś ...

września 22, 2009

Polski Dziki Zachód – zakapiorskie Bieszczady

Polski Dziki Zachód –  zakapiorskie Bieszczady
Bieszczady od lat były mieszaniną ludności przede wszystkim polskiej i ukraińskiej ale te tereny zamieszkiwały również od czasu do czasu inne narodowości. Już w XVII i XVIII wieku na terenach Bieszczadów znajdowało się dużo rozbójników, dokonujących kradzieży. Byli to Węgrzy, Wołosi, ale i mieszkańcy bieszczadzkich wsi, popi i Żydzi. Ale złą sławę zyskały Bieszczady w ostatnim stuleciu..


Zaczęło się od tego, jak w 1944 roku na te tereny wkroczyła UPA (Ukraińska Powstańcza Armia), która w trudnych i niedostępnych rejonach Bieszczad ukrywała się. Jeszcze do nie dawna w Bieszczadach szukano tajnych bunkrów, w których UPA mieszkała, posiadała swoje magazyny oraz szpitale. O tym jak UPOwcy opanowywali sztukę kamuflażu w swojej książce „Łuny w Bieszczadach” opisuje Jan Gerhard. Po akcji Wisła, która miała miejsce w 1947 roku banderowcy wycofali się z terenów Bieszczadu, ale najstarsi mieszkańcy do dziś opowiadają historie, jak to niektórzy upowcy w obawie przed powrotem na Ukrainę (działalność UPA wzbudzała ogromne kontrowersje wśród ludności ukraińskiej, która nie do końca utożsamiała się z ich filozofią) ukrywali się jeszcze przez lata w bieszczadzkich lasach.

Opustoszałe po wcześniejszych wydarzeniach Bieszczady rozpoczęto zasiedlać. Władze mocno zachęcały do tego, a ponieważ gospodarstwa zaczęto sprzedawać po bardzo preferencyjnych warunkach w Bieszczadach pojawili się ludzi, którzy gdzie indziej nie chcieli bądź nie mogli żyć: „Na ogół przebywała tu hołota nie mogąca sobie znaleźć miejsca gdzie indziej.” „Kto by najgorszy był, to tu się osiedla”. W Bieszczady przez lata emigrowali ci, którzy podążali za kontaktem z przyrodą i ci, których ścigał prokurator.

Duży w pływ na zasiedlenie Bieszczadów przez przestępców miały władze. Od 1963 roku nie mające żadnych perspektyw rozwoju PGR-y zostały przekazane Ministerstwu Sprawiedliwości, które to zatrudniło w nich więźniów. W latach siedemdziesiątych wielu z nich można było spotkać w okolicach m.in. w Czarnej, Jabłonkach, Michniowcu, Stuposianach i Zatwardnicy. Nie wiadomo, ilu z nich dziś jeszcze przebywa w Bieszczadach.

Swoisty i nadal dziki klimat Biszczadów (kto był ten wie), tak różny od innych sprawia, że miejsce to jest tak wyjątkowe. I pamiętaj jeśli jesteś abstynentem a wyjeżdżając w Bieszczady oczkujesz luksusów, wysokiej kultury i deptaków – to nie jedź tam – to miejsce nie dla Ciebie!
Dziki Zachód to Dziki Zachód!

Zobacz także:
Bieszczadzkie zakapiory
Na czym polega fenomen Bieszczadów

września 22, 2009

Zakapiory bieszczadzkie

Zakapiory bieszczadzkie
Poganiana przez niektórych z was, dzisiaj piszę nowego posta. Wiem, że zaklinałam się pisać na bieżąco, ale nie jest to łatwe będąc tu na miejscu – w Bieszczadach. Ostatnio obiecywałam, że będzie o zakapiorach. Spotkałam dwóch! Tych z książki Potockiego! Wow! Jednego – Józka Polańskiego spotkałam tu, w Lipiu. Jak się okazało od lat przyjeżdża tutaj do jakiejś Jaśki, i mieszka z nią w jej baraku. A gdzie mieszka przez resztę czasu, kiedy nie jest w baraku? Ciężko określić. Powiedział mi, że mieszka w Krakowie, potem, że w Warszawie (ale Warszawy nienawidzi) a na końcu, jak się dowiedział, że ja pochodzę ze Starachowic to stwierdził, że jesteśmy ziomkami bo on z Pawłowa (to niedaleko Starachowic). żródło: forum.olympusclub.pl/showthread.php?p=183237 Józek jest niesamowicie wrażliwą osobą. Interesuje się filozofią, trochę rzeźbi i mówi nawet po arabsku. Gdy siedzi za długo w baraku jest mu źle samemu ze sobą i lgnie do ludzi. I tym sposobem przylgnął i do mnie. Wyznał mi miłość i podarował wyrzeźbionego w kawałku drewna konika. Sądząc po dacie znajdującej się na odwrocie jest to dzieło z 2006. Zapomniałabym, owe dzieło miałam na początku kupić za 2 zł, ale ponieważ jesteśmy ziomalami – dostałam za darmo. W Ustrzykach Górnych całkiem przypadkiem spotkałam Adama Gałeckiego – zwanego Długim. Przezwisko proporcjonalne do wzrostu. Jak się okazało Długi jest, hmm jakby to nazwać – kierownikiem parkingu. To właśnie on pobiera opłaty parkingowe – 2,50 zł/h. Zaprowadził nas do swojego „biura”, pokazał książki z dedykacjami dla niego, opowiedział historię o tym jak drabiną rozgonił wycieczkę, wskazał drogę do Sianek, no i oczywiście pokazał zdjęcia, z jakiegoś zlotu zakapiorów. Z początku nie poznałam go. Był ubrany zupełnie normalnie, bluza, buty sportowe. Ale, jak twierdzi sam Długi – w kapeluszu wygląda inaczej. Strasznie miły człowiek z tego Adama. Adam powiedział, że w pierwszą niedzielę października odbędzie się kolejny zlot zakapiorów – niestety nie zapamiętałam w jakiej miejscowości. Wszystkich zainteresowanych zapraszam jednak na parking do Górnych, Długi z pewnością udzieli precyzyjnych informacji.

września 16, 2009

Krowy, grzyby i inne bieszczadzkie sprawy

Krowy, grzyby i inne bieszczadzkie sprawy
Tyle się tu dzieje, że sama nie wiem od czego zacząć. Może na początek od spotkania po latach, które skończyło się okrutnym kacem. Dwie okazje. Pierwsza - zobaczyłyśmy się z przyjaciółką po ponad dwóch latach, druga – urodziny znajomego bieszczadnika. Było piękne. Ognisko w lesie a następnego dnia okrutny ból głowy.

Nie tracąc rozpędu zafundowaliśmy sobie z naszą bieszczadzką paczką wypad na ryby. Dotarliśmy nad San. Rozpaliliśmy ognisko, zjedliśmy kiełbaskę - rybki okazały się za małe. Dzień skończył się okropną ulewą, dzięki której przypomniałam sobie jak strasznie są burze w Bieszczadach.


A po deszczu wyrosły grzyby. No więc, po porannym wygonieniu krówek śmignęliśmy do lasku. A to kilka okazów - bardzo ładne kozaczki.


A teraz trochę o krówkach. Gonienie ich na pastwisko okazało się niesamowicie proste.


W zasadzie całą robotę odwalił Kapi. Krówki szły równiutko i grzecznie a sama wyprawa okazała się miłym, porannym spacerem. Spotkałyśmy konie i podziwiałyśmy parujące góry.




Spotkałam też zakapiora bieszczadzkiego. Ale o tym innym razem.

Aaa, zapomniałabym. Pozdrawiam całą pracującą ekipę ;)

września 11, 2009

Bieszczady, nadchodzę!

Bieszczady, nadchodzę!
Nadeszła długo oczekiwana chwila – URLOP – 2 tyg. w Bieszczadach!!! Przygotowania rozpoczęły się już kilka dni wcześniej. Odnalazłam dwie pary moich nieśmiertelnych bieszczadzkich butów – pachną tak samo jak wyglądają, ale nie zawiodły mnie jeszcze ani razu. Okazało się, że od ostatnich wakacji jeździły cały czas w bagażniku. Można powiedzieć, że to światowe buty!



Pakowanie miało miejsce na szybko wczoraj wieczorem. Nie mogę pojąć, jak facet może zmieścić się do tak małej torby. Moja była 2 razy większa i mam wrażenie, że i tak nie zabrałam połowy rzeczy.

W Bieszczady pojadą z nami nasze super krzesełka, z resztą jeżdżą z nami wszędzie. Już nie raz
się przydały.


Sprawy z samochodem udało nam się załatwić w ekspresowym tempie. Poprawka w dowodzie zrobiona, zielona karta jest, można jechać na Ukrainę.

START wyprawy jutro 4:30. Uwaga Bieszczady, NADCHODZĘ!

września 03, 2009

Odliczam dni

Odliczam dni
Wrzesień, koniec laby! Dzieciory zaczęły jeździć do szkoły co spowodowało, że mogę już tylko pomarzyć o miejscu siedzącym w autobusie. Warszawiacy też wrócili do szarej rzeczywistości – widać to na zakorkowanych ulicach. Można byłoby rzec, że to tragedia ogromna. Aleee… nie dla wszystkich!


Może pomyślicie, że jestem wredna okrutnie, ale nawet nie sądzicie jak bosko jest mieć przed sobą perspektywę dwutygodniowego urlopu we wrześniu – i to jeszcze w Bieszczadach! Innym męczennikom pozostały już tylko wspomnienia i odliczanie miesięcy do kolejnego urlopu a ja właśnie w przyszłym tygodniu prysnę sobie w Bieszczady.

Strasznie się tym faktem cieszę i nie dam sobie odebrać tej przyjemności! Oświadczam także, że jeśli ktoś odważy się popsuć mi ten wyjazd, to chyba go zamorduję!

Wyjazd ten cieszy mnie dodatkowo, ponieważ pojedzie tam ze mną moja psiapsiuła – chyba tak się to pisze - ze studiów. Nie widziałyśmy się ponad 2 lata. Znając życie, obgadamy każdego kogo się da. Poza tym może uda mi się w końcu zobaczyć jesień w Bieszczadach. Ehh, zapowiada się ciekawie…

września 01, 2009

Legenda o Sanie

Legenda o Sanie
Bieszczady i San to tak jak Warszawa i Syrenka lub Tatry i Zakopane. W Bieszczadach znajduje się wiele miejsc gdzie San przepływa szczególnie pięknie a chyba nie ma nic przyjemniejszego niż wylegiwanie się w Sanie w upalne dni. Ten kto kiedyś to robił, wie o czym mowa.


Skąd nazwa San? Otóż moi mili jak zawsze miał w tym udział – jak przystało na Bieszczady – jakiś Bies. Ten, o którym mowa zwany był Złym-Biesem. Miał ogromne, dające mu moc skrzydła, podobne do skrzydeł nietoperza. Pilnie strzegł swojej ukochanej, dzikiej krainy. Jednak pewnego dnia w krainie tej zakochali się również ludzie i zapragnęli tam zamieszkać. Zły-Bies robił wszystko aby uprzykrzyć im życie. Stworzył nawet Czady, które miały pomóc mu czynić zło.

Pewnego dnia najstarszy Czad został przygnieciony przez drzewo, ścięte właśnie przez Sana – najmądrzejszego i najsilniejszego z ludzi. Czad błagał o litość, przyznał również, że wraz z innymi Czadami nie chce czynić zła. Dobroduszny San darował mu życie i obaj doszli do porozumienia, że trzeba powstrzymać Złego-Biesa. Jedyne rozwiązanie było takie, aby najsilniejszy z ludzi stanął z nim do walki, ale tylko o świcie, kiedy Bies odczepia swoje magiczne skrzydła i kąpie się w najgłębszym miejscu rzeki, która przepływa przez tę krainę.

I tak też się stało, o świcie kiedy Zły-Bies odczepił swoje skrzydła San wezwał go na pojedynek. Walka trwała okropnie długo – od świtu do zmierzchu, człowiek był coraz bardziej słaby, ale Bies również. W końcu zrozumiał, że San jest godnym przeciwnikiem i sięgnął po skrzydła. Jednak nie zdążył bo najstarszy Czad wrzucił je do rzeki, która nagłe wezbrała i pochłonęła obu rywali – Sana i Biesa.

Następnego dnia, gdy woda opadła na dnie rzeki znaleziono splecione ze sobą ciała Biesa i Sana. Rzekę na cześć swojego wybawcy ludzie nazwali więc, San.

I tak od mamy w Bieszczadach rzekę, która nazywa się San.


A na koniec kilka ciekawostek o Sanie:

• San na odcinku 55 km tworzy granicę pomiędzy Polską a Ukrainą,
• źródło Sanu znajduje się na terenie Ukrainy w pobliżu polskiej miejscowości Sianki,
• na 224 słupku granicznym został błędnie ustawiony przez władze ukraińskie znak, że właśnie w tym miejscu znajduje się źródło rzeki San – znajduje się tam źródło jego pierwszego lewego dopływu,
• w języku Gallów san znaczy rzeka.
Copyright © blog MojeBieszczady.eu , Blogger